**Drukuj**
**Kategoria: Kartki z kalendarza 27WDP AK**
**Odsłony: 7214**

Tak naprawdę to były dopiero początki polskiego wojska ale okazało się, że jestem potrzebny bowiem nasi partyzanci na gwałt potrzebowali dobrych butów. A ja przecież byłem już w tym fachu niezłym wyrobnikiem, dlatego w tej swojej służbie Bogu i ojczyźnie, naprawiłem nie jedną zniszczoną już parę wojskowego obuwia. Tym bardziej, że szła ciężka zima 1944 r., tak więc gdy moja rodzina została w domu w mieście, ja mężnie udałem się na Bielin i tam już na razie zostałem. Znalazłem się w Gromadzie w II batalionie, w I kompanii pod dowództwem Lecha Krassowskiego ps. ?Lech?, dowódcą kompanii był por. Bronisław Bydychaj ps. ?Czech?. Mieszkałem tak jak inni, wszędzie tam gdzie się dało, trochę u gospodarzy, trochę w stodołach, a czasami w opuszczonym domu. Należałem do plutonu gospodarczego i miałem za zadanie pilnować niekiedy konie, należące do partyzantów. W tej służbie nie omijała mnie też warta, która była dość ciężka i zawsze bardzo niebezpieczna. Tymczasem mój brat Eugeniusz Świstowski również postanowił walczyć w obronie polskiej ludności przed ukraińskimi bandami, dlatego wstąpił do polskiej policji w służbie Niemców, która kwaterowała w Maciejowie na Wołyniu. Ta bardzo dobrze dozbrojona przez Niemców jednostka, gdy tylko zaczęła się formować polska 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej, niespodziewanie rozbroiła Niemców. A następnie porzucając służbę u nich, wraz z całym sprzętem, w jaki była dobrze wyposażona, przeszła do polskiej partyzantki na Bielinie. Od tej pory moje losy i mojego brata związane są z dywizją oraz z jej dramatycznym ale jakże chwalebnym szlakiem bojowym. Byliśmy dla przykładu podczas przebijania przez pierścień niemieckiego okrążenia w Jagodzinie, w rejonie stacji kolejowej. Większość naszych chłopaków przeszła ale nam się to nie udało i dostaliśmy się do niemieckiej niewoli. Niemcy początkowo odesłali nas do Lubomla i tam umieścili nas w stajni, potem uważnie przesłuchiwali. Następnie przewieźli nas pod strażą do Chełma i tu zamknęli nas w baraku za kolczastym drutem. Było nas dużo chłopaków, przeszło 100 z różnych stron, ale w wszyscy wcześniej należeli do 27 Wołyńskiej DP AK. Tam przebywałem od maja do połowy czerwca 1944 r. W Chełmie wielu naszych zaczęło poważnie chorować na tyfus plamisty, a niektórzy nawet z tego powodu pomarli. Ponieważ Niemcy nas raczej słabo pilnowali, wraz z trupami uciekł jeden z naszych, nazywał się Turski. Było już z nami bardzo krucho, na szczęście zainteresował się nami Polski Czerwony Krzyż. Jeden z porządniejszych Niemców, poradził nam, abyśmy napisali na kartce swoje imiona i nazwiska, a on postara się dostarczyć je komu trzeba, aby zainteresowali się naszym losem. I rzeczywiście PCK szybko nawiązał z nami kontakt i od tej nie brakowało nam przynajmniej chleba. Ale wkrótce Niemcy przewieźli nas do Brześcia, gdzie siedzieliśmy za drutami do lipca 1944 r. Potem Niemcy przewieźli nas do Prus Wschodnich, tam trafiliśmy do strasznie wielkiego obozu, gdzieś w okolicy Bałtyku. Zauważyłem, że są tam ludzie z całej Europy, w także wielu bardzo z Polski. Ale niestety nasza poniewierka nie skończyła się i tym razem bowiem Niemcy przewieźli nas w jeszcze inne miejsce i tam byliśmy gdzieś do września 1944 r. Wtedy ogłosili, że można udać się do pracy u Niemców na dużych majątkach, ja też się zgłosiłem. Powieźli nas więc gdzieś w okolice Kołobrzegu i tam razem z innymi więźniami zbierałem kartofle. W tym majątku pracowałem do wiosny 1945 r., gdy nas ewakuowali jeszcze bliżej morza. Jednego dnia zgromadzili nas wszystkich i popędzili pieszo przed siebie, ja tymczasem ukryłem się w słomie i tam siedziałem. Gdy znaleźliśmy się w nowym miejscu ujawniłem się spokojnie jak gdyby nigdy nic i dalej pracowałem tak jak inni. Pewnego dnia jakiś Hitlerowiec dowiedział się, że umiem robić buty i zlecił mi zrobienie butów dla siebie, gdy skończyłem on miał gest, jak na ucznia Hitlera i podziękował mi chlebem i gorzałką. Tym czasem już następnego dnia byli u nas Sowieci, wyzwalając nas ostatecznie spod niemieckiego bata.

Fragment; WSPOMNIENIA ANTONIEGO SIENKIEWICZA

ZE WSI PIŃSKI MOST W POW. WŁODZIMIERZ WOŁYŃSKI NA WOŁYNIU 1930 ? 1944    Wspomnienia wysłuchał, spisał i opracował Sławomir Tomasz Roch, 2009 r http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/pinski_most-sienkiewicz_antoni.html

**Konsola diagnostyczna Joomla!**

**Sesja**

**Informacje o wydajności**

**Użycie pamięci**

**Zapytania do bazy danych**

**Pliki językowe z błędami**

**Wczytane pliki języka**

**Nieprzetłumaczone frazy języka**